Scrambler Fever 2017
Nic dodać, nic ująć. Błoto, pot i piwo płynęło strumieniami... z przewagą błotnistej mazi, niestety.. Na szczęście przesmerfastyczna ekipa wprawiała siebie nawzajem w przesmerfastyczny nastrój czyniąc imprezę bardziej offroad'ową wycieczką hipisowskiej komuny, niż zwykłym zlotem,spotem czy też rajdem. Nie jeden z nas tracił głos, nie jeden zaliczył paciaka, nie jeden się spalił na słońcu. Każdy też, gdziekolwiek by się nie spojrzało, chodził z bananem na ustach leniwie odganiając czyhające na ofiarę komary.
Czwartek, czwarteczek, czwartunio! Yep, czwartek był zaplanowany jako zwyczajny piątek... Hm??!! Już wyjaśniamy! Ten dzień był dniem zjeżdżania się wszystkich uczestników (zwykle jest nim piątek) i wyluzowania się w otoczeniu matki natury...
Podczas gdy okoliczne wsie prześcigały się w rozrzucaniu kwiatów przed procesjami , my graliśmy w kapsle, pływaliśmy łódkami, a co bardziej niecierpliwi wybrali się off'em na rekonesans. To że sami by nie wrócili chyba nie muszę dodawać? Tylko cud sprawił, że Nujork złapał skrawek zasięgu i wezwał pomoc. Również farta miał Maciex łapiąc się tego samego skrawka zasięgu wezwał na pomoc większą grupę, gdyż ultrafakenturbowyjebiaszczy sprzęt Nujorka błoto zassało tak mocno, że dopiero 6 osób z ogromnym trudem odebrało go Ziemi. Upał był niemiłosierny i nie pomagał w akcji ani ciut ciut. Znany z poprzedniej edycji (ex Master Chef) Konio , w tym roku chciał powtórzyć numer ze zgruzowaniem sprzętu połączony z wizytą w szpitalu już w czwartek. Na szczęście nieświadome zrobienie cyrkla na jednym kole poczciwym R80 Gej-eS się udało i chłopak wyszedł z akcji cało nagradzany gromkimi brawami :) W czwartek tyle się działo, że nie wiadomo kiedy się skończył i przyszedł czas na kino pod chmurką. Prócz miażdżących psychikę filmów by ICON 1000 na specjalne życzenie Gątiego obejrzeliśmy kultową Motodramę.
zawodników
motocykli
kilometrów
utopionych sprzętów
Rajd, rajd, rajd!
Odsłaniając rano firankę w piątkowy poranek , nie wierzyłem co się dzieje za oknem. Całą noc ostro padało i teraz jeszcze siąpił kapuśniaczek. Pogoda nie rozpieszczała, lecz około jedenastej się przejaśniło i można było zacząć zabawę! Aby nie było za łatwo startujący musieli odebrać swoją mapę z pomostu umiejscowionego na niedaleko położonej wyspie. Do dyspozycji były dwie łódki więc chłopaki i dziewczyny pływali wahadłowo.
Z mapą w ręku wsiadali na konia i ruszali ku przygodzie przez duże P. Niedaleko od startu czekał na nich dość stromy podjazd (również przez duże P). Stosunkowo banalny do pokonania przez każdego i na każdych oponach... gdyby było sucho! Prawie stu metrowa góra błota dała im w kość i zahartowała przed dalszą, prostszą częścią trasy. Na pierwszym punkcie kontrolnym różnica między pierwszą trójką jadącą po nierozjeżdżonej brei, a następnymi była ponad godzinę :) A tu, Motodiabły przygotowały konkurencję polegającą na przyporządkowaniu karteczek z opisaną gęstością oleju do zawieszeń do nieoznaczonych fiolek. Kolejnym punktem kontrolnym zarządzał Kiełbasa. U niego trzeba było, używając karabinku ASG, dokonać trzech celnych strzałów do tabliczki z punktami. Następnym punktem, który uczestnicy mieli odnaleźć i wymienić w nim mapę na kolejną, miało być ex-centrum szkoleniowe Ahwehry (a obecnie dworek i spa-center).
Jednak po drodze ustawiono tajny punkt kontrolny stylizowany na policyjny radiowóz i takąż samą ekipę w strojach służbowych. Śmiechu było co niemiara widząc miny kierujących, w których stronę 'Pan władza' wyciąga lizak i zaprasza na pobocze gdzie trzeba było odgadnąć co za części poukrywano w kartonie i opowiedzieć kawał o policjantach. Nie tylko 'nasi' dali się zrobić w jajo ! Kierowcy samochodów , piesi i rowerzyści zachowywali się zdecydowanie 'dziwnie' widząc patrol w miejscu, gdzie nigdy by się go nie spodziewali :) Kultową wręcz frazę wypowiedziała pewna staruszka :) No, w końcu tu stanęliście! Pędzą tu jak szatany! No, nie ważne, po następnych kilkunastu km'ach rajdowcy dotarli do Luboradzy, gdzie czekało na nich żarełko oraz kolejne zadanie do wykonania. Tym razem losowali 3 słowa z którymi musieli ułożyć piosenkę i ją zaśpiewać grając równocześnie na gitarze. W innym przypadku mapy niet! :) Muszę przyznać, że każdy wykazał się nadspodziewanym talentem i zasługuje na szacunek z rispekcikiem! Potem to znów 'nudne nawijanie kilometrów' poprzez urokliwe zakątki pojezierza czaplineckiego i wreszcie po 55km meta! Zmęczeni, ubłoceni lecz uśmiechnięci dostawali po powrocie nasz lokalny specjał czyli pasztecik szczeciński z barszczykiem. Wieczorem, zanim wystartowało znów kino bambino, odbył się pokaz wszystkich piosenek nagranych na ostatnim punkcie kontrolnym. Niezależne jury , wzorem takich 'cudownych' programów jak taniec z gwiazdami, wybrało tę najlepszą machając tabliczkami z punktami od 1-5. Nagrodę zgarnęłą NUNO a wszyscy płakaliśmy ze śmiechu oglądając ten cały szoł!
SO-BO-TA
Pogoda nie rozpieszczała nas do południa. Dopiero po 12tej się przejaśniło i ruszyliśmy całą zgrają na podbój okolic. Do pokonania było ok 120km, lecz seria awarii sprzętów sprawiła, że na miejsce wróciliśmy około 21szej. Wycieczka była niesamowita, silnie związała grupę i mimo wielu przygód muszę stwierdzić, że było naprawdę ZACNIE!! Pełen szacun dla dziewuch, które nie wymiękły a miejscami było delikatnie mówiąc 'ciekawie'.
Chwaląc, nie sposób nie wymienić również imienia 7-8 letniego Vincenta, który piątkowy rajd pokonał pod okiem ojca na swej TT-R 50. Tym samym zgarnął nagrodę w kategorii Młody Bóg.
DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM UCZESTNIKOM ZA WYŚMIENITĄ ZABAWĘ, PEŁNĄ KULTURĘ A PRZEDE WSZYSTKIM ZA RODZINNĄ ATMOSFERĘ!!
A oto wyniki:
Best Lachon : Olka
Best nonscrambler : Mikoch
Para roku : Julia i Max
Generalka:
1. Nuno
2. Maciex
3. Nad
Za pomoc w organizacji dziękujemy przede wszystkim obsłudze punktów , t.j. W kolejności:
Misiek Zalewski
Michał Motodiabeł
Kiełbasa
Zibi i Batman
Adelajda i Marti
Mobilni fotoreporteży:
Jerzy Muszyński Gutek
Bartek Zaranek
Spasiba Rebiata!!!
Scrambler Fever nie byłby tak zajebiaszczy gdyby nie wsparcie :
Motorcyclestorehouse
ICON 1000
MOTODIABLY
Crave for ride
Las Rąk
Mikuni
Motul